Architektura korporacyjna w lustrze

Kategoria II

Do napisania tego wpisu skłoniła mnie lektura wątku na LinkedIn pod znamiennym tytułem: “How can we make Enterprise Architecture sexy?“. Przy czym wątek ten dostępny jest jedynie dla członków grupy “Enterprise Architects Only”.  Wątek ten został zainicjowany przeze Corey’a Balko, który pełni funkcję “Enterprise Architecture & Portfolio Management” w firmie Intact Technology.  Najciekawsze na tym wątku były dla mnie dwa wpisy: Samuela Ramosa oraz Colina Metcalfe.

Wyłania się z nich niezbyt optymistyczny (można wręcz rzec:  bardzo smutny) obraz. W dalszym ciągu – również na świecie – architektura korporacyjna jest postrzegana jako domena IT (a nie biznesu). Co więcej “Biznes” ciągle daje się nabierać na “sztuczki” dostawców i naiwnie wierzy, że wdrożenie kolejnego systemu IT już na pewno poprawki funkcjonowanie organizacji. Tym samym “Biznes” ucieka od prawdziwych problemów, które w wielu przypadkach leżą po jego stronie (i można je podsumować hasłami: kultura organizacyjna, struktura organizacyjna, procesy biznesowe).

W wielu wypadkach decydenci dają zielone światło do uruchomienia działań architektonicznych (nie do końca rozumiejąc co one de-facto oznaczają i jakie konsekwencje powinny być z tym związane – często kierując się modą lub bazując na zachowaniach stadnych), ale następnie są zbyt pochłonięci bieżącymi problemami i rozgrywkami o utrzymanie władzy/pozycji, aby rzeczywiście zaangażować się w prace z obszaru architektury korporacyjnej (bądź co bądź mające charakter strategiczny). A to powoduje tylko frustrację – zarówno samych architektów korporacyjnych jak i organizacji (która na początku było obciążona dodatkową pracą – zgodnie z zasadą “no bo przecież wdrażamy architekturę korporacyjną…”).

Pisałem już o tym wcześniej, że dzisiejsze czasy nie sprzyjają długotrwałemu budowaniu wartości firmy (liczy się perspektywa kwartalna, góra roczna). To powoduje, że takie pojęcie jak np. dług architektoniczny nie ma kompletnego znaczenia dla biznesu… 

Z drugiej strony firmy (wraz z rosnącą złożonością i szybkością zmian w otoczeniu) dochodzą do  momentu, w którym obecnie stosowane przez nich podejścia do zarządzania przestają wystarczać. Pojawi się tutaj pytanie – czy nie nastąpi jakieś przesilenie – i jednak “jakość” zarządzania stanie się z powrotem ważna.